Ferdynand Sosnowski jest najbardziej znanym szczycieńskim fotografem makro, członkiem Związku Polskich Fotografów Przyrody. Miasto Szczytno i okolice naszego powiatu zna jak własną kieszeń, chociaż w kręgu jego zainteresowań znajdują się m.in. kościoły, krajobrazy, to jednak ogromne zbliżenia owadów i kwiatów przeważają w jego pracach. Zdjęcia prezentowane podczas wystaw przedstawiają ogromne zbliżenia kwiatów i owadów.
- Fotografia makro jest najbardziej niedostępna i przez to fascynująca, to całkiem inny świat, obok którego na co dzień przechodzimy obojętnie, dopiero pokazany z bliska odkrywa przed nami swoje tajemnice. W moich zdjęciach dominuje przyroda - opowiada Ferdynand Sosnowski. - Fotografią interesuję się od najmłodszych lat. Na komunię dostałem swój pierwszy aparat, taki na klisze. To było 57 lat temu, służył całej naszej rodzinie przez całe życie. Uwieczniałem nim wszystkie rodzinne imprezy. Wciąż go mam. Uważam, że aparat musi robić dobre zdjęcia, tak jak samolot musi latać – wyjaśnia.
Pan Ferdynand ma 66 lat. W ubiegłym roku przeszedł na zasłużoną emeryturę. Przepracował 49 lat i w tym czasie na zwolnieniach przebywał 96 dni. Człowiek, który żadnej pracy się nie bał, zawsze miał czas dla rodziny i na swoje pasje. To spokojny, sympatyczny, dobry człowiek o pozytywnym nastawieniu do świata.
- Początkowo sam wywoływałem zdjęcia. Kiedy rodzina szła spać, ja wtedy w łazience urządzałem pracownię i wywoływałem klisze - wspomina. - Wszystkiego nauczyłem się sam, metodą prób i błędów. Czytałem wiele książek, oglądałem albumy, szukałem inspiracji. Z czasem sprzęt się zmieniał, wszystko stało się łatwiejsze. Nawet telefonem komórkowym można zrobić dobre zdjęcia.
Fotografik ze Szczytna brał udział w wielu konkursach, na których często zdobywał czołowe miejsca i wyróżnienia. Między innymi pierwsze miejsca na konkursie makrofotografii Okręgu Warmińsko-Mazurskiego w latach 2008, 2011 czy 2015 roku. Jego prace prezentowane były na wystawach w Polsce m.in.: Szczytnie, Olsztynie, Olsztynku, Ostródzie, Iławie, Biskupcu, Siedlcach, Warszawie oraz za granicą w Niemczech.
- Dla mnie wszystkie zdjęcia są ciekawe, mają w sobie coś niepowtarzalnego - mówi pan Ferdynand. - Najbardziej lubię fotografować owady. Uwielbiam też zimą iść na spacer do lasu. Mogę tam spędzić kilka godzin, czasem zmarznę ale to nic. Zimą las wygląda przepięknie. I powstają piękne zdjęcia. Nie ma to jak satysfakcja z tworzenia czegoś nowego, takiego swojego małego dzieła. Po każdych nowych zdjęciach wracam pełen euforii i wewnętrznej radości, której nic innego ze mnie w takim stopniu nie wydobędzie.
Ale fotografia to nie jedyna pasja pana Ferdynanda. Mężczyzna od wielu lat skleja modele samolotów i statków z papieru oraz patyków zebranych na spacerach. W ubiegłym roku nasz fotograf zbudował niezwykłą makietę Grodu Juranda.
- Budowa zajęła mi ponad pół roku - opowiada pan Ferdynand. - Jest tam wszystko: Gród, Jurand i Danuśka, trawa, woda, a nawet zwodzony most. Wszystko to zrobione własnoręcznie. Kiedy patrzę na efekt końcowy to jestem naprawdę zadowolony z tego wykonania. Makiete można zobaczyć w Muzeum Mazurskim w Szczytnie. To takie moje kolejne hobby. I dodaje. - Żona się czasem denerwuje, że w całym domu porozstawiane są modele samolotów, że dużo czasu spędzam na tej swojej pasji, że wiecznie z aparatem chodzę... No cóż, takiego sobie chłopa wzięła i takiego ma!
Pan Ferdynand przyznaje, że na emeryturze nie ma czasu na nudę. Nie siedzi też przed telewizorem, bo wciąż ma nowe zajęcia. A jak znajdzie wolną chwilę to... przegląda stare zdjęcia.
- Do tych zdjęć mam duży sentyment - przyznaje. - Cieszy mnie też, że syn Sebastian też lubi fotografować. Żyjemy w ciągłym biegu, a fotografia wymaga od nas, by się na tą jedną chwilę zatrzymać. Zauważyć coś, na co w szaleńczym biegu zwanym życiem nie zwrócilibyśmy większej uwagi. Dostrzec coś, co moglibyśmy pominąć. To taka pamiątka na całe życie. Zdjęcia zatrzymują czas na kolorowych fotografiach. By można było wrócić wspomnieniami i myślami do danego okresu z naszego życia. Zapamiętać wydarzenia, emocje, osoby. Dla mnie wyciągnięcie starych albumów jest zawsze niezwykłym przeżyciem, szczególnie, gdy towarzyszą mi bliskie osoby. Chyba nie znam lepszego sposobu na wspólne celebrowanie chwil.
Joanna Karzyńska
- Fotografia makro jest najbardziej niedostępna i przez to fascynująca, to całkiem inny świat, obok którego na co dzień przechodzimy obojętnie, dopiero pokazany z bliska odkrywa przed nami swoje tajemnice. W moich zdjęciach dominuje przyroda - opowiada Ferdynand Sosnowski. - Fotografią interesuję się od najmłodszych lat. Na komunię dostałem swój pierwszy aparat, taki na klisze. To było 57 lat temu, służył całej naszej rodzinie przez całe życie. Uwieczniałem nim wszystkie rodzinne imprezy. Wciąż go mam. Uważam, że aparat musi robić dobre zdjęcia, tak jak samolot musi latać – wyjaśnia.
Pan Ferdynand ma 66 lat. W ubiegłym roku przeszedł na zasłużoną emeryturę. Przepracował 49 lat i w tym czasie na zwolnieniach przebywał 96 dni. Człowiek, który żadnej pracy się nie bał, zawsze miał czas dla rodziny i na swoje pasje. To spokojny, sympatyczny, dobry człowiek o pozytywnym nastawieniu do świata.
- Początkowo sam wywoływałem zdjęcia. Kiedy rodzina szła spać, ja wtedy w łazience urządzałem pracownię i wywoływałem klisze - wspomina. - Wszystkiego nauczyłem się sam, metodą prób i błędów. Czytałem wiele książek, oglądałem albumy, szukałem inspiracji. Z czasem sprzęt się zmieniał, wszystko stało się łatwiejsze. Nawet telefonem komórkowym można zrobić dobre zdjęcia.
Fotografik ze Szczytna brał udział w wielu konkursach, na których często zdobywał czołowe miejsca i wyróżnienia. Między innymi pierwsze miejsca na konkursie makrofotografii Okręgu Warmińsko-Mazurskiego w latach 2008, 2011 czy 2015 roku. Jego prace prezentowane były na wystawach w Polsce m.in.: Szczytnie, Olsztynie, Olsztynku, Ostródzie, Iławie, Biskupcu, Siedlcach, Warszawie oraz za granicą w Niemczech.
- Dla mnie wszystkie zdjęcia są ciekawe, mają w sobie coś niepowtarzalnego - mówi pan Ferdynand. - Najbardziej lubię fotografować owady. Uwielbiam też zimą iść na spacer do lasu. Mogę tam spędzić kilka godzin, czasem zmarznę ale to nic. Zimą las wygląda przepięknie. I powstają piękne zdjęcia. Nie ma to jak satysfakcja z tworzenia czegoś nowego, takiego swojego małego dzieła. Po każdych nowych zdjęciach wracam pełen euforii i wewnętrznej radości, której nic innego ze mnie w takim stopniu nie wydobędzie.
Ale fotografia to nie jedyna pasja pana Ferdynanda. Mężczyzna od wielu lat skleja modele samolotów i statków z papieru oraz patyków zebranych na spacerach. W ubiegłym roku nasz fotograf zbudował niezwykłą makietę Grodu Juranda.
- Budowa zajęła mi ponad pół roku - opowiada pan Ferdynand. - Jest tam wszystko: Gród, Jurand i Danuśka, trawa, woda, a nawet zwodzony most. Wszystko to zrobione własnoręcznie. Kiedy patrzę na efekt końcowy to jestem naprawdę zadowolony z tego wykonania. Makiete można zobaczyć w Muzeum Mazurskim w Szczytnie. To takie moje kolejne hobby. I dodaje. - Żona się czasem denerwuje, że w całym domu porozstawiane są modele samolotów, że dużo czasu spędzam na tej swojej pasji, że wiecznie z aparatem chodzę... No cóż, takiego sobie chłopa wzięła i takiego ma!
Pan Ferdynand przyznaje, że na emeryturze nie ma czasu na nudę. Nie siedzi też przed telewizorem, bo wciąż ma nowe zajęcia. A jak znajdzie wolną chwilę to... przegląda stare zdjęcia.
- Do tych zdjęć mam duży sentyment - przyznaje. - Cieszy mnie też, że syn Sebastian też lubi fotografować. Żyjemy w ciągłym biegu, a fotografia wymaga od nas, by się na tą jedną chwilę zatrzymać. Zauważyć coś, na co w szaleńczym biegu zwanym życiem nie zwrócilibyśmy większej uwagi. Dostrzec coś, co moglibyśmy pominąć. To taka pamiątka na całe życie. Zdjęcia zatrzymują czas na kolorowych fotografiach. By można było wrócić wspomnieniami i myślami do danego okresu z naszego życia. Zapamiętać wydarzenia, emocje, osoby. Dla mnie wyciągnięcie starych albumów jest zawsze niezwykłym przeżyciem, szczególnie, gdy towarzyszą mi bliskie osoby. Chyba nie znam lepszego sposobu na wspólne celebrowanie chwil.
Joanna Karzyńska