Premium.wm.pl
dziewczyna

dziewczyna

Autor zdjęcia: pixabay

Nie będę sekretarką redakcji!

Profesora Jana Miodka nikomu nie trzeba przedstawiać. Od kilku dekad dba o naszą poprawność językową i o kulturę języka polskiego. Dziś, specjalnie dla "Gazety Olsztyńskiej" profesor Miodek mówi nie tylko o błędach, ale o tym, jak... kobiety zmieniają język polski.

Choć jeden raz na obecnym stanowisku przyda się na coś moje wykształcenie językoznawcy...! A okazja jest szczególna, bo kilka dni temu wywiadu na językowe tematy udzielił mi sam profesor Jan Miodek. Geneza mojego pierwszego pytania sięga sytuacji sprzed 10 lat: Mianowana zostałam na zaszczytną funkcję sekretarza redakcji półrocznika misjologicznego. Redaktor naczelny, być może chcąc podkreślić moją żeńską płeć, w pewnym momencie, zamiast zwracać się do mnie per pani sekretarz — zaczął mnie tytułować panią sekretarką! Zaprotestowałam. Ale, choć od tamtej chwili minęło już 10 lat, a zaszczytną funkcję przestałam pełnić — gdzieś w głębi duszy mam przekonanie graniczące z pewnością, że ów redaktor naczelny niczego nie zrozumiał. Mężczyzna to sekretarz; kobieta to sekretarka. I tyle...

Profesor Jan Miodek

Kolejnym punktem wyjścia była wypowiedź jednej z moich ulubionych pisarek, Marii Nurowskiej. Na swoim koncie na portalu społecznościowym jakiś czas temu napisała: "Równouprawnienie kobiet — tak! Zmiany w języku polskim — nie. Nikt na świecie nie mówi Francuzki i Francuzi, Niemki i Niemcy, Czeszki i Czesi. Tylko Francuzi, Niemcy, Czesi — i wiadomo, że to dwa w jednym: kobiety i mężczyźni danej narodowości. Tylko u nas, od niedawna, mówi się przy każdej okazji Polki i Polacy, co trochę, według mnie, brzmi dziwnie — żeby nie powiedzieć śmiesznie. A już tytułowanie pani minister ministrą albo pani sędzi sędziną — wręcz wypacza znaczenie tego słowa, bo sędzina to w języku polskim od dziada pradziada żona sędziego. Błagam więc: nie nazywajmy pani burmistrz burmistrzą, bo to jest nie do wymówienia i ośmiesza jej urząd."

— Dziennikarz-dziennikarka oraz pisarz-pisarka — te dwie najważniejsze dla mnie pary zawodów nie budzą jakichkolwiek wątpliwości. A kobieta premier? Premiera? Przecież premierę już dawno zarezerwował sobie teatr.
— Proszę pani...! — westchnął profesor Miodek rozdzierająco. — To jest pytanie na cały odcinek "Słownika polsko-polskiego"! Czesi na ten przykład bez żadnych problemów posługują się żeńskimi przyrostkami i są im konsekwentnie wierni. Stąd u Czechów i prezydentka (prezidentka), i premierka (premiérka), i rektorka, a także inżynierka (inženýrka) i reżyserka (režisérka). Podobnie w języku niemieckim: Niemcy mają swój przyrostek -in i dlatego Angela Merkel to jest ich Bundeskanzlerin. A prócz tego w Niemczech kobieta może być Professorin, Rektorin lub Präsidentin. Natomiast my, Polacy, trochę sobie życie pokomplikowaliśmy. Ja sam jeszcze z powojennych czasów pamiętam dyrektorki i kierowniczki szkół, redaktorki i dziennikarki. A potem nastąpił proces maskulinizacji form żeńskich, zwłaszcza w odniesieniu do zaszczytnych godności. Premiera lub ministra z historyczno-językowego punktu widzenia jest jak najbardziej poprawna. Tak było w łacinie. Choćby magistra... Ale to trochę niedobrze brzmi — pretensjonalnie. O kobiecie-premier powiedzieć premierka? Połowa Polaków stwierdzi, że to po prostu brzmi śmiesznie. Dokładnie tak jak ta pani sekretarka redakcji... Dlatego słowa — jak zawsze — trzeba ważyć. Ale są też przypadki skrajne: Nie zapomnę jak raz przyszła do mnie zapłakana dziewczyna.„ Proszę pana, moja mama nie ma życia w pracy!” — zwierzyła mi się. — „Ośmieliła się mianowicie swoją główną przełożoną nazwać główną księgową. A przełożona chciała być właśnie głównym księgowym!”



Innym z kolei razem moją znajomą, też główną księgową, "uhonorował" nowy dyrektor. Tabliczkę na drzwiach z jej nazwiskiem i funkcją "główna księgowa" kazał zmienić na "główny księgowy".

Możliwe, że to przejaw szeroko pojętego feminizmu, ale jako historyk języka zawsze też mówię, że być może jest to powrót do źródeł, do tej typologicznej charakterystyczności języka polskiego. Przecież zawsze mieliśmy słowotwórstwo z rozbudowanymi przyrostkami żeńskimi. Może do tego się wraca. I dlatego coraz częściej słyszę krytyczki literackie. A sędzia? Owszem, powiemy sędzia Kowalski, a sędzia Kowalska. Ale powiemy coś sędziemu Kowalskiemu i sędzi Kowalskiej. Deklinacja nas ratuje w określaniu płci sędziego!

Wielkopolski Kongres Kobiet: Pierwszym odważnym mężczyzną, którzy rzucił rękawicę androcentryzmowi językowemu jest prof. Jan Miodek Przekonał skostniały męski twór jakim jest Rada Języka Polskiego, że żadnego problemu nie mają Czesi i Słowacy, którzy tradycyjnie operują przyrostkowymi wykładnikami żeńskości i tworzą formacje typu rektorka, dekanka, profesorka, prezeska, doktorka, podobnie jak w codziennym oficjalnym i nieoficjalnym obiegu języka niemieckiego typologicznie słabiej eksponującego rodzajowość gramatyczną są takie określenia jak: kanclerka, ministerka, rektorka, profesorka Kanzlerin, Ministerin, Rektorin, Dekanin, Professorin, 19 marca 2012 r. – tylko przyjednym głosie wstrzymującym się – Rada Języka Polskiego przyjęła stanowisko w sprawie żeńskim form nazw zawodów i tytułów dopuszczając możliwość używania form żeńskich zawodów: psycholożka, architektka, ministra, premiera.


— A czy feminizm i równouprawnienie kobiet, szeroki dostęp do stanowisk i funkcji wiekami piastowanych przez mężczyzn i dla nich zarezerwowanych mają wpływ na zmiany w języku? Bo przecież język to żywy organizm...
— Na pewno — uważa profesor Miodek. — Ale myślę, że pewien renesans form żeńskich typu krytyczka lub psycholożka to po prostu powrót do tej typologii w polszczyźnie, a także w innych językach słowiańskich. Wyeksponowanie w nich rodzaju gramatycznego zawsze było cechą charakterystyczną. I szkoda, że w języku polskim zabrnęliśmy z tym zagadnieniem trochę w ślepy zaułek. Wypada — nie wypada? Powiedzmy, że obchodzimy na uniwersytecie jubileusz jakiejś kobiety. W liście gratulacyjnym wypada powiedzieć o jej największych osiągnięciach i wymienić najważniejsze sprawowane w karierze funkcje. I zaczyna się...! Profesor zwyczajna. Promotorka wielu prac doktorskich. Naczelna redaktor... I te wszystkie formy — z przyrostkiem, bez przyrostka, na zasadzie absolutnie fakultatywnego wyboru. Jestem przekonany, że sam autor tego listu dwa dni później użyłby zupełnie innych form i innych przyrostków. A to bardzo męczące.

Marii Nurowska: Nikt na świecie nie mówi Francuzki i Francuzi, Niemki i Niemcy, Czeszki i Czesi. Tylko Francuzi, Niemcy, Czesi — i wiadomo, że to dwa w jednym: kobiety i mężczyźni danej narodowości. Tylko u nas, od niedawna, mówi się przy każdej okazji Polki i Polacy.


— A czy pana profesora, tak jak mnie, denerwuje u Polaków popełnianie wciąż tych samych błędów i ogromne niechlujstwo językowe? Ile razy można tłumaczyć, że nie mówimy „wziąść”, a światła nie „włanczamy”!
— O ile jestem w stanie zrozumieć, że czasem działa po prostu analogia: ty poszłaś, a ja poszłem — ale niech mi pani wytłumaczy, jak Polak może powiedzieć, że coś planuje za półtorej miesiąca lub roku? To on nie czuje, że miesiąc i rok są rodzaju męskiego? Dobremu mężczyźnie, ale dobrej kobiecie...! A najgorsze, że mówią tak ludzie ze świecznika społecznego. a ja tych uchybień po prostu nie mogę zrozumieć. Tak samo nie pojmuję, jak w oficjalnym piśmie można dziękować Janowi Nowak. Jak ksiądz, wyczytując intencje mszalne, może powiedzieć, że nabożeństwo jest za Jana Nowak? A ten brak odmiany polskich nazwisk słyszę nagminnie, co odbieram jako zjawisko irracjonalne, bo nie wiem, kto i dlaczego rozgłasza fałszywą opinię, jakoby w tekstach oficjalnych nie można było nazwisk odmieniać. W takich chwilach mam zawsze ochotę zapytać: Człowieku! Spotykasz Nowaka czy Nowak?! Jeśli jednak Nowaka — to dlaczego na piśmie dziękujesz Janowi Nowak?

— A angielskie słowa z polskimi końcówkami? — dolewam oliwy do ognia.
— Ależ oczywiście! — potwierdza profesor Miodek. — Ekscelentne coś jest. Fejkujemy newsy. Hejtujemy w sieci... Poza tym mamy taką prawidłowość: jeśli częstotliwość używania jakiegoś rzeczownika wzrasta — natychmiast pojawiają się przy nim czasowniki. Kto w czasach mojej młodości tworzył czasownik od rzeczownika impreza? Były prywatki, spotkania, imieniny i urodziny. A dziś to wszystko jest imprezą, a w ślad za nią bardzo często pojawia się czasownik "imprezować". Albo muszę hotel zabukować...



mmb