Premium.wm.pl
zdjęcie jest tylko ilustracją do artykułu

zdjęcie jest tylko ilustracją do artykułu

Autor zdjęcia: Pixabay

Serce syna bije w innym człowieku

Śmierć dziecka jest zawsze tragedią. Podjęcie decyzji o oddaniu jego narządów, wiążę się z ogromną traumą. Ale pani Teresa wie, że gdzieś w świecie są osoby, które dzięki jej synowi mogą żyć...

Darek miał 24 lata, gdy wyjechał z rodzinnego Olsztyna do Anglii. Był młody, zaradny i pracowity. Postanowił, że wyjedzie za granicę, żeby zarobić trochę pieniędzy. Chciał kupić mieszkanie.

Biedę znał zbyt dobrze, więc wiedział, że mając swój własny kąt może zacząć nowe życie i planować rodzinę. Już od dziecka widział, że jest inny... gorszy. Wychowywała go mama, bo ojciec odszedł jak Darek miał 4 lata. Poznał inną kobietę i z nią układał sobie życie. Przesyłał groszowe alimenty, jednak nie widywał się z synem, nie pamiętał o urodzinach i nie brał udziału w ważnych wydarzeniach z jego życia. Pani Teresa starała się ze wszystkich sił wychować syna na porządnego człowieka. Pracowała od rana do wieczora, żeby zarobić na wynajmowane mieszkanie, opłaty, jedzenie... Czasami udawało jej się odłożyć "parę groszy" na nowe spodnie czy kurtkę dla syna.

— Darek nigdy się nie skarżył, że nie ma markowych ciuchów czy butów — opowiada pani Teresa. — To był zawsze dobry chłopak. Mając jakieś 11 lat chodził ze mną sprzątać biura albo pomagał w koszeniu trawników. Nawet gdy ukończył szkołę średnią i zdał maturę, zawsze mówił do mnie "mamuś". Miał dobre słowo do mnie. do dziadków, zawsze chętnie pomagał sąsiadkom nosić zakupy... Uśmiechnięty, radosny blondyn z niebieskimi oczami. Nie sposób było go nie lubić i nie kochać — dodaje ze łzami.

REO to propozycja oderwania się od codziennego zamieszania i zabiegania i pozwolenia Bogu działać.

Chłopak, żeby pomóc matce po skończeniu szkoły poszedł do pracy. Przez ponad dwa lata rozkładał towar na półkach w olsztyńskim markecie, potem przeniósł się na budowę. Zarabiał lepiej i był szczęśliwy, że mógł nie tylko pomóc mamie finansowo, ale zabrać ją nad morze.

— To był najpiękniejszy prezent — wspomina pani Teresa. — Spędziliśmy trzy dni w Gdańsku. Dużo rozmawialiśmy, zwiedzaliśmy. To wtedy Darek powiedział mi, że chce wyjechać do Anglii. Dość szybko znalazł pracę i pożegnał się ze mną. Miał być tam kilka lat, a potem planował wrócić do kraju, kupić dom i założyć rodzinę. Zawsze podkreślał, że chciałby mieć więcej niż jedno dziecko, bo sam był jedynakiem...

Przed wyjazdem nauczył panią Teresę obsługi komputera. Cały czas mieli ze sobą kontakt. Syn radził sobie w obcym kraju dobrze, znalazł grupę znajomych i był zadowolony z pracy. Po 4 miesiącach przyjechał do domu na Boże Narodzenie. Po tygodniowym pobycie w domu chłopak musiał wracać do pracy. To było ich ostatnie spotkanie.

— Pamiętam, że podczas wieczerzy wigilijnej rozmawialiśmy o wypadkach, o tym, że ludzie giną, że na niektóre choroby nie ma lekarstwa... Zaczęliśmy rozmawiać też o przeszczepach... wtedy Darek powiedział, że przy jednej z akcji krwiodawczej podpisał zgodę na pobranie narządów — opowiada pani Teresa. — Pochwaliłam jego postawę, że przecież w grobie nikomu nie są potrzebne narządy, a przecież mogą uratować czyjeś życie.

Kobieta nie miała pojęcia, że już niedługo sama znajdzie się w sytuacji, o której nawet w złych snach nie śniła. W marcu zadzwonił do niej ktoś z obcego, angielskiego numeru. Odebrała, i usłyszała w słuchawce, że jej syn miał wypadek i jest w stanie krytycznym. Sąsiedzi pomogli jej kupić bilet, zawieźli na lotnisko, a w Anglii mieli czekać na nią znajomi syna. Prosto z lotniska zawieźli ją do szpitala.
— Wszystko pamiętam jak przez mgłę. Siedziałam przy Darku, trzymałam go za rękę i modliłam się do Boga, żeby nie odbierał mi dziecka — mówi płacząc. — Patrzyłam na aparaturę, na lekarzy i nie wiedziałam co się dzieje. Lekarze próbowali ze mną rozmawiać, jednak ja nie rozumiałam, co do mnie mówią. Po dwóch dniach przyszedł do mnie ordynator z polskim lekarzem i powiedzieli, że mózg mojego syna nie pracuje, że tylko aparatura podtrzymuje jego czynności życiowe. I wtedy padły słowa, że chcą pobrać organy Darka dla innych osób... Zemdlałam.

Pani Teresa nie wyrażała zgody na pobranie narządów. W żalu i bólu nie chciała rozmawiać z nikim. Rozpaczliwie trzymała syna za ręce i mówiła do niego. Opowiadała mu o tym co widzi za oknem, o tym co było i co jeszcze przed nimi.
— Pielęgniarka przyniosła mi rzeczy Darka do zabrania... Dotykając jego ubrań wspominałam chwile z nim spędzone i przypomniały mi się jego słowa, że podpisał zgodę, że chce być dawcą. Teraz gdzieś w Anglii żyją osoby, które mają serce, nerki i inne narządy mojego syna — płacze matka. — Pociesza mnie myśl, że on tak naprawdę nie umarł... Urnę z prochami syna przywiozłam do Olsztyna.

Pierwszy udany zabieg przeszczepienia serca w Polsce przeprowadził w 1985 roku profesor Zbigniew Religa (1938-2009). : Każdy musi umrzeć. Dla mnie śmierć jest niczym, śmierć jest snem. Tłumaczę to sobie jeszcze tak: miałem ukochane miejsce w świecie – Wyspy Zielonego Przylądka. Ukochane było dawno temu, kiedy nie było tam tych wszystkich hoteli, tłumu turystów, hucznych imprez, a ja mogłem łowić ryby. Ale mnie na tych Wyspach nie ma. Nie żyję tam, nie żyję i już. To samo dotyczy innych miejsc na świecie. I naturalną koleją rzeczy kiedyś nie będzie mnie też tu.


Odwiedzam go codziennie, zapalam znicze i patrzę na jego zdjęcie. Wierzę, że kiedy przyjdzie czas spotkamy się tam na górze... W każdym kącie mieszkania napotykam się na drobiazgi pozostawione czy też podarowane mi przez syna. I choć minął już ponad rok, trudno mi pogodzić się ze śmiercią syna. Świadomość, że Darek uratował innych ludzi daje mi siłę. Sama też wyraziłam zgodę na pobranie narządów. Noszę ją zawsze w portfelu.

jk