Premium.wm.pl
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Pixabay

Rozwód po polsku

Są tacy, którzy dopiero na sali sądowej próbują ze sobą rozmawiać. Jakby przyszli do mediatora, a nie do sądu. Są tacy, którzy sprawę rozwodową chcą załatwić jak najszybciej, bo oboje żyją już w nowych związkach. Jak mieszkańcy Warmii i Mazur zachowują się na salach rozpraw w czasie rozwodów?

Nie udało się? Trudno. Pyk i już jest nowa miłość. Sędziowie z Olsztyna, którzy od lat obserwują zachowanie rozwodzących się małżonków, mówią, że tego jeszcze nie było. Małżonkowie po nieudanym małżeństwie bardzo szybko przeskakują do kolejnego związku. Nie dają sobie czasu na ochłonięcie, jak mówią specjaliści: nie przepracowują tego. Nie do końca orientują się w rzeczywistych przyczynach rozstania. Pakują się w nowy układ, który też się rozpada.

Liczba rozwodów w zasadzie się nie zmienia. Tylko że coraz mniej małżeństw jest zawieranych. A to oznacza, że współczynnik rozwodów jest wyższy niż jeszcze kilka lat temu. Niedawno rozwodziło się 29 procent małżeństw, a teraz ten współczynnik wynosi 36 procent — mówi Jolanta Biernat-Kalinowska, sędzia orzekająca w Wydziale Cywilnym Rodzinnym Sądu Okręgowego w Olsztynie.

A przy tym rozwody są bardziej skomplikowane niż były. Zdarza się, że małżonkowie nazbierają przeciwko sobie tyle dowodów, że trzeba je trzymać w sześciu, siedmiu czy ośmiu tomach akt.

I bywa tak, że tak naprawdę małżonkowie nie omówili między sobą swoich problemów. Spotykają się na sali sądowej i dopiero tam próbują rozmawiać. A to już nie jest czas na takie rozmowy.

Jak mówią sędziowie, ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać. Nie rozmawiają też, będąc jeszcze żoną i mężem. Wymieniają między sobą komunikaty: podaj pilot, zrób kawę, na wakacje jedziemy nad morze... Na co dzień brakuje głębi, która cementuje i zbliża.

Są tacy, którzy w sali rozpraw przypominają sobie co lepsze kawałki ze wspólnego życia. Próbują wyciągać stare sprawy, mówią: „Bo ty dwadzieścia lat temu zatańczyłaś z Kazikiem” czy: „A ty zawsze wolałeś swoją mamusię niż mnie”.


— Sąd nie pozwoli na pyskówki, bo w czasie rozwodu rozmawia się na argumenty. Kiedy ktoś próbuje pokrzykiwać, obrażać czy zachowywać się w podobny sposób, sąd zareaguje. Na szczęście coraz częściej w spory rodzinne wchodzi mediacja. Nie tylko jeśli chodzi o ustalenie winnego rozpadu małżeństwa, ale także na przykład w sprawie opieki nad dziećmi czy władzę rodzicielską. Bardzo ważne jest, żeby dziecko miało kontakt z obojgiem rodziców — mówi sędzia Biernat-Kalinowska.

Podaje przykład krajów skandynawskich, gdzie sąd ma prawo odebrać dziecko obojgu rodzicom, jeśli nie dogadają się w sprawie opieki.

— Muszę przyznać, że w niektórych sytuacjach zdarza mi się podać przykład modelu skandynawskiego. Chodzi o uświadomienie rodzicom, jak ważne jest to, żeby to oni doszli do porozumienia — mówi sędzia.

Jolanta Biernat-Kalinowska

sędzia Jolanta Biernat-Kalinowska
Fot. Zbigniew Woźniak

Coraz częściej oboje rodzice mimo rozwodu chcą mieć regularny kontakt z dzieckiem. Do boju, w dosłownym znaczeniu, stają ojcowie. Domagają się podziału wszystkiego: weekendów, długich weekendów (osobno sierpniowy, osobno majowy), świąt. Rozpisane są nie tylko dni, ale nawet godziny. Uregulowane jest wszystko: nie na rok, ale na lata.

Często także rodzice domagają się karania drugiego, który nie wywiązuje się z opieki nad dzieckiem. Dla jednego karą może być 100 złotych, dla innego półtora tysiąca. Zależy to między innymi od sytuacji majątkowej. To bat pomyślany na tych, którzy regularnie nie zgłaszają się na spotkanie z dzieckiem, a także na tych rodziców, którzy utrudniają drugiemu kontakty.

Jak każdy kij, ten również ma jednak dwa końce: szczególnie złośliwi rodzice żądają kary dla byłej lub byłego także wtedy, jeśli ten wyjątkowo spóźni się o kwadrans.

Przed sądem niektórzy tracą hamulce. Poza tym, że chcą się rozwieść, nie mogą darować sobie przytyków. Mężczyzna potrafi wypalić prosto w twarz żonie, że tak naprawdę to nigdy jej nie kochał. Żona, że małżeństwo od początku nie było udane.

Nierzadko jest też tak, że jedna ze stron z całych sił i wbrew logice stara się utrzymać małżeństwo. Walczy jak lew, a właściwie jak lwica, bo zazwyczaj robią tak kobiety. Mimo że od paru lat razem nie mieszkają, są małżeństwem tylko na papierze, ona nie chce dać mężowi zgody na rozwód. Kobieta tłumaczy, że woli być żoną papierową i zdradzaną, niż nie być żoną w ogóle.

Nie zawsze taka blokada się udaje. Jeśli mąż założył już drugą rodzinę, która jest szczęśliwa i w której urodziło się dziecko, sąd orzeknie rozwód.

Inaczej jest z młodymi ludźmi.

— Zauważam także, że młodzi ludzie szybciej podejmują decyzję. Wystarczy pierwszy poważniejszy kłopot w małżeństwie i szybko składają pozew o rozwód. Nie silą się na jego rozwiązywanie — mówi sędzia Biernat-Kalinowska.
I dodaje, że najczęściej rozwodzą się ludzie w pierwszych pięciu, sześciu latach małżeństwa. Później krytyczne okazuje się piętnastolecie i dłuższy staż. Sędzia potwierdza obserwacje wielu Polaków zauważających, że związek z nawet kilkunastoletnim stażem coraz częściej rozpada się po zawarciu małżeństwa. Nie jest to reguła, ale jednak zdarza się często.

— Wydaje mi się, że chodzi tu o poczucie własności. Że jak partner jest już żoną czy mężem, to nie musimy się o niego starać. A dopóki nie było ślubu, tych starań było więcej. Tymczasem w każdym związku trzeba rozmawiać i szanować się wzajemnie. Niezależnie od tego, czy to małżeństwo czy związek nieformalny — podkreśla sędzia Biernat-Kalinowska.