Premium.wm.pl

Autor zdjęcia: Qczaj Archiwum

Qczaj: Lepiej czułbym się w roli pierwszej damy!

Kiedyś był fryzjerem, dzisiaj jest trenerem performerem. Jego filmiki, na których góralską gwarą zachęca do wizyty na siłowni, biją rekordy popularności. „Babo! Ukochoj się!” — to jego sztandarowe przesłanie.

— Kobiety boją się pójść z marszu na siłownię Ale ty robisz śmieszne i zachęcające do siłowni filmiki. Swój pierwszy raz na siłowni pamiętasz?
— Byłem wtedy taki mały chudy chłopaczek, który z małej wioseczki przeprowadził się do Warszawy. Na mnie te wszystkie maszyny robiły nie mniejsze wrażenie niż na was. A jeszcze na dodatek miałem pod górę, bo kobiecie jakoś łatwiej jest prosić o pomoc. Pamiętam, że to był dla mnie wielki stres. Kult ciała jest czymś, co może przytłoczyć, ludzie boją pojawić się na siłowni w takim stanie, w jakim są. Wielokrotnie słyszałem, że „zanim pójdę na siłownię, to muszę się zrobić.” Co za bzdura! Siłownia to miejsce, które pomoże ci się zrobić, gdzie spotkasz profesjonalistów, którzy ci w tym pomogą. Dlatego swoimi filmikami w zabawny sposób oswajam siłownię. Każdy z nas ma kompleksy, tylko niektórzy z nas je po prostu bardziej ukrywają. Trzeba w to wszystko wprowadzić trochę więcej uśmiechu i luzu.

— Reklamujesz siłownię jako kluby samotnych serc...
— Bo mam wielu znajomych, którzy poznali się w siłowni. W tym zabieganym świecie naprawdę ciężko jest poznać swoją druga połowę. W siłowni natomiast odpada zastanawianie się, czy ten facet ma jakieś pasje, a jeśli tak, to jakie, bo na siłowni od razu te pasje widać. Fajnie jest mieć wspólne zajawki i wspólnie się do czegoś motywować. Jeśli twój partner w stosunku do twojej pasji jest zupełnie „anty”, to źle wróży takiemu związkowi. W uprawianiu sportu trzeba się wspierać.

— Po co „babom” zgrabne tyłki?
— No jak to po co? Żeby paradować i się nimi chwalić... (śmiech) A tak na poważnie: po to, żeby się dobrze ze sobą czuć. I żeby po prostu lżej było. Jak ten tyłek jest mniej zgrabny, to też w sumie nic nie szkodzi, ale najważniejsze, żeby był zdrowy. Sport to zdrowie. A otyłość to „nie jest zdrowie”. Jeśli mamy otłuszczone narządy wewnętrzne, to nie jest to ukochanie siebie, to jest nieszanowanie siebie. Ciało mamy jedno i ma nam służyć na lata.



— Twoje sztandarowe hasło to właśnie „Ukochoj sie!”
— Wymyśliłem je podczas jednego z treningów. Wiele osób ma problemy z samoakceptacją. Budują wokół siebie ogromną frustrację. Jeśli dochodzą do wniosku, że coś trzeba z tym zrobić, to nie robią tego w poczuciu mocy, tylko ogromnego zakłopotania. Chodzi o to, żeby o siebie dbać. A nie o to, żeby z tej miłości do siebie położyć się, leniwie nic nie robić i się oszczędzać. Chodzi właśnie o to, żeby nad sobą pracować. Jak się położyć, to na przykład po to, aby chociaż kilka brzuszków zrobić. Ma to przełożenie na związek — jeśli kogoś kochamy, to staramy się o tę naszą relację dbać. I tak samo powinniśmy dbać i kochać siebie. „Ukochoj sie!” oznacza, że dla siebie coś robisz. A jak już nie masz ochoty na trening, to po prostu smacznie i zdrowo sobie ugotuj i kup szminkę.

— Otwarcie mówisz o swojej przeszłości. O przemocy i alkoholizmie w twoim rodzinnym domu. O tym, że brałeś sterydy. Ludzie nie lubią mówić o niechlubnej przeszłości, boją się, że ktoś im coś wytknie, że będą gadać...
— Ja i tak wiedziałem, że to będzie gdzieś podnoszone i w końcu wyszperane, a nie lubię hipokryzji i zakłamania. Gdybym udawał, że to się nie zdarzyło, to dawałbym pożywkę hejterom i tym, którzy mi źle życzą. Mieliby się czym karmić. W ten sposób zamknąłem im usta. A ja w ogóle taki jestem, że kawa na ławę.
Brałem sterydy i nigdy nie będę mógł już wystąpić w zawodach kulturystycznych, bo jeśli otwarcie się o tym mówi, to cię w tej branży od razu dyskwalifikuje. Ale nie możemy udawać, że tego nie ma, bo to bardzo częste zjawisko w środowisku fitnessu. Gdy widzę zwyczajnych ludzi, którzy regularnie trenują, którzy zdrowo się odżywiają i widzę, że denerwują się, bo mimo starań wciąż nie wyglądają jak ich bohaterowie, to muszę im powiedzieć, jak jest naprawdę. Nie można się porównywać do kogoś, kto poprzez sterydy przekracza granicę biologii, swojego organizmu i ciała dla wyglądu i sukcesu.
Odstawiając sterydy, miałem świadomość, że moje ciało będzie już inne. Zastanawiałem się, czy zaakceptuję się w innej formie, bo latami byłem dość mocno nabity. Musiałem się z tym oswoić i cieszę się, że tak się stało, bo teraz naprawdę dobrze się ze sobą czuję.

— Sterydy teoretycznie „dobrze” wpływają na ciało, ale chyba trochę gorzej na głowę.
— Chemia mózgu się zmienia. Ja zawsze byłem dość wesoły, ale na pewno nie miałam w sobie tyle radości życia, jak dzisiaj. Nigdy nie miałem skłonności do agresji, ale do takiej autoagresji już tak. Chodziłem bardziej podenerwowany. Mam taki charakter, że bardzo się wczuwam we wszystko, co robię, więc jak mi coś nie wychodziło, na pewno bardziej to przeżywałem, bardziej mnie to irytowało niż teraz.
Sterydy to takie hormony podawane z zewnątrz. Młodzi ludzie zapominają, że sterydy mogą działać nieodwracalnie. W momencie, gdy nastolatek zaczyna wstrzykiwać sobie testosteron, musi mieć świadomość tego, co się może stać z jego dopiero rodzącym się naturalnym testosteronem. Może go zniszczyć na całe życie.

— A suplementacja?
— Kobiety bardzo się boją suplementacji, bo kojarzy im się z koksami z siłowni, a dobrze dobrane suplementy mogą tylko pomóc. Właśnie wypuściłem na rynek swoje suplementy Qczaj Natura, które są zgodne z moją filozofią. Nie zawierają barwników, bo nie muszą. Mam spalacz tłuszczu, który jest zrobiony tylko z naturalnych składników. Połączyłem swoje doświadczenie z siłowni z normalnością.

— Zmieniasz się, cały czas ewoluujesz. Zaczynałeś jako aktor u Józefowicza, potem byłeś fryzjerem, teraz jesteś trenerem performerem. Ale znów zdajesz się wracać do korzeni. Przez dłuższy czas kontakt z tobą był utrudniony, bo całe dnie spędzałeś na planie filmowym.
— Uwielbiam doświadczać. Jeśli życie pokazuje mi jakąś uchyloną furtkę, to potrafię tak pracować, aby te drzwi otworzyć. Za dużo o filmie nie mogę powiedzieć, ale zdradzę, że zagram m.in. z Piotrem Stramowskim. Moja rola jest powiązana ze sportem, więc nie odbiega aż tak bardzo mocno od tego, co robię. Film jest spełnieniem marzeń, naprawdę cieszę się jak wariat, że wraz z nowym rokiem zawitam do kin.

— Swoją energią nie rozsadziłeś planu filmowego? Kręcenie na siłowni ekspresyjnych wystąpień i treningi, gdzie krzyczysz i żartujesz z dziesiątkami ludźmi, to chyba jednak trochę coś innego? Choć z drugiej strony masz doświadczenie aktorskie, które zdobyłeś u Józefowicza.
— Tak, dlatego opanowanie tremy i odważne patrzenie w kamerę nie jest już dla mnie problemem. Ale moją ekspresję trzeba było trochę stłumić, złagodzić. W filmie kamera widzi i słyszy wszystko, nie trzeba krzyczeć. Musiałem trochę nad sobą popracować, przed profesjonalną kamerą rządzą innego typu emocje. Musiałem się wyciszyć. Ale każde doświadczenie, które do tej zdobyłem, bardzo się przydało.

— Podkreślasz, że masz tendencje do autodestrukcji. Kiedyś za dużo piłeś. To w dalszym ciągu codzienna walka ze sobą czy jesteś już ponad tym? Masz teraz bardzo intensywne dni — grasz w filmie, prowadzisz treningi, kręcisz filmiki. Ludzie cię uwielbiają. Jesteś niezwykle sympatyczny, więc każdy chce z tobą pogadać. Może być to jednak niezwykle obciążające. Wieczorem na takim totalnym zmęczeniu nie kusi cię, żeby otworzyć kilka piw?

— To cały czas gdzieś we mnie jest, ale już potrafię nad tym panować. W takim momencie bardzo pomaga trening. Przez ostatnie pół roku moje życie stanęło na głowie. Tyle się wydarzyło. Stałem się rozpoznawalny. Przez „medialny” tryb pracy musiałem zmienić nawyki. Co rusz wyskakują obowiązki, których nigdy wcześniej się nie spodziewałem. Oczywiście miewam momenty przytłoczenia, ale moim antidotum jest sport. Wychodzę na taras, włączam muzykę, zaczynam trening i od razu czuje się inaczej.

— Mam rozumieć, że zupełnie odstawiłeś używki? Zdrowa kuchnia, zdrowe życie, ćwiczenia? Aż taki ideał z ciebie?
— Nie będę ściemniać. Czasem zdarza mi się wypić kieliszek wina, bo uwielbiam czerwone wino. Jestem ogromnym smakoszem, a że wino do obiadu pasuje, to chyba nikomu tłumaczyć nie trzeba. Ale potrafię się zatrzymać. Nie chcę stracić tego, co udało mi się wypracować.

— Teraz porozmawiajmy o twoim ideale kobiety.
— Martyna Wojciechowska! Bardzo chciałbym ją poznać, jestem jej najgorętszym fanem. Ona jest niesamowita! Połączenie niezależności, determinacji i siły, z delikatnością i kobiecością. Pasja i wrażliwość. Cudowna, cudowna, cudowna! Niesamowicie inspirują mnie kobiety, które dążą do celu. Polki w ogóle mają w sobie taką wielozadaniowość i niesamowity urok. Tylko czasami trzeba im o tym przypomnieć. Czasami dziewczyny pozwalają, aby przeszłość albo teraźniejszość je przytłoczyły. A ja radzę, nawet w formie, treningowej: „Babo! Ciężary ciągną cię w dół, tak jak czasem problemy! Ale ty się nie daj! Ty się prostuj! Ty walcz! I pupa będzie ładniejsza i humor lepszy, i mózg sprawniejszy! Nie daj się przytłoczyć!”.



— Jesteś na fali, ale na razie na ściankach cię nie widać.
— Bo po nich nie chodzę. Nie muszę i nie chcę sztucznie podkręcać swojej popularności. Wokół mnie dużo się dzieje. Moją pracą są głównie treningi. Coś o tym wiem i na tym chcę budować moją markę. Natomiast trzeba bardzo uważać, żeby nie rozmienić się na drobne. Jak jest rozrywka, to jest rozrywka, jak jest praca, to jest praca. Jak jestem zapraszany do różnych programów, to zawsze patrzę, co mogę dać coś z siebie, czy przypadkiem nie zostanę nagle ekspertem od wszystkiego, byle tylko zaświecić znaną twarzą. Nie chcę być celebrytą. Pewnie trochę takich imprez pojawi się, gdy będzie blisko premiery filmu, ale wtedy nie będę promował siebie, tylko film i to, co ta produkcja za sobą niesie.

Qczaj

— A nie będziesz czuł żalu, gdy ta cała kurzawa opadnie? Z Qczaj’a staniesz się zwykłym Danielem? Może widzisz się w polityce?
— Oj, w polityce to może nie za bardzo, bo bym promował jedno wielkie rozdawnictwo. Jestem mocno wrażliwy na krzywdę ludzką, więc chyba słaby byłby ze mnie strateg. Ja bym chyba wszystko mógł robić, ale raczej nie politykować. Pracowałem na budowie i też się tam odnajdywałem. Potrafię się dostosować do tego, co mnie spotyka w życiu. Mam w sobie nić autodestrukcji, ale mam też zdolność do jej przerwania, do powstawania.

— A gdyby ktoś zakrzyknął: „Qczaj na prezydenta!”?
— Hmm... Chyba lepiej czułbym się jako pierwsza dama, bo zdecydowanie bliżej mi do charytatywności (śmiech). Może nawet kiedyś założę fundację? I mówię to jak najbardziej poważnie.