Premium.wm.pl
Darek Malejonek

Darek Malejonek

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Darek "Maleo" Malejonek: "Kremówki nie są najważniejsze"

Już wtedy czułem, że to był naprawdę człowiek święty. Miałem wrażenie, że obcowałem z kimś ponadmaterialnym. Miał miłość, wielką dobroć i charyzmę. Miał moc — tak wspomina Jana Pawła II muzyk Darek Malejonek w rozmowie z Adą Romanowską.

— Kim jest dla ciebie Jan Paweł II?
— Kiedyś był człowiekiem z telewizji. Po prostu. Tak widziałem go jeszcze przed moim nawróceniem. Kojarzył mi się nie tylko z religią i z polityką. Wiedziałem, że to postać ważna dla dziejów Polski, ale nie za bardzo zastanawiałem się dlaczego. Doceniałem natomiast, że symbolizował patriotyzm. To coś niezwykłego do dzisiaj. Duchowo natomiast nic nie czułem. Ale do czasu. Po nawróceniu zacząłem go odkrywać. Patrzyłem na niego jak na teologa, filozofa i przede wszystkim jak na papieża.

— Pamiętasz ten moment, kiedy otworzyły ci się oczy na niego?
— No pewnie! Otworzyły mi się nie tylko oczy, ale umysł i serce. Nie pamiętam jednak, która była to pielgrzymka do Polski. Ale wtedy papież powiedział: „nie lękajcie się”. Trafiło to wtedy do mnie. Pomyślałem, że nie ma się co bać, że trzeba robić to, co się kocha. Każdy z nas nosi coś w sercu, do czego trudno jest mu się przyznać. A nie powinno być tak. Trzeba się realizować i iść drogą, którą wskazuje sumienie. Jan Paweł II mówił, żeby być sobie wiernym.

— Miałeś okazję spotkać się z papieżem.
— Byłem u niego z Arką Noego na prywatnej audiencji. Mogliśmy wystąpić dla niego i to było niesamowite. Wszyscy byliśmy przejęci, nawet dzieciaki. Również Jan Paweł II był wzruszony. A to był 2001 rok, więc papież był chory, ale bardzo się cieszył i nawet stukał nogą. Coś niesamowitego biło do niego. Już wtedy czułem, że to był naprawdę człowiek święty. Miałem wrażenie, że obcowałem z kimś ponadmaterialnym. Miał miłość, wielką dobroć i charyzmę. Miał moc. To było piękne spotkanie. Rozmawiał z nami, żartował. Jak to on.

— Większość z nas patrzy na papieża przez pryzmat jego żartu. Wspominamy kremówki, spływy kajakowe…
— Papież wywoływał emocje. Dostarczał wielu wzruszeń, ale one były po coś. Dzięki nim mogliśmy zacząć go słuchać. Był żart, ale zaraz pojawiała się też mądrość. On w żadnym wypadku nie chciał, żeby się skupiać na nim.

— Ale jako pierwszy pokazał, że papież jest człowiekiem, a nie tylko hierarchą kościelnym.
— Właściwie ten proces zaczął się już od Jana XXIII. Później był Paweł VI, Jan Paweł I, ale rzeczywiście — dopiero Jan Paweł II wcielił to w życie. To on spotykał się z ludźmi. A to, co działo się w latach pięćdziesiątych, było totalną rewolucją. Jeździł z młodzieżą na wycieczki górskie i spływy kajakowe. I chyba wtedy nauczył się, że trzeba być blisko drugiego człowieka. Bo ludzie oczekują, że ksiądz jako figura Chrystusa ma żyć bliskością. Słowa są ważne, ale często to za mało.

— Mija 13 lat od jego śmieci. Myślisz, że papież cały czas jest dla nas ważny?
— Dla starszego pokolenia to oczywiste. Ci, którzy go poznali i żyli w czasach, kiedy był, na pewno mają go w sercach. Ale ci najmłodsi, którzy go nie pamiętają, muszą go odkrywać.

— Tylko jak?
— To twardy orzech do zgryzienia. Ale to nasza rola — rodziców, katechetów i wszystkich, którzy mają wpływ na młodych ludzi. To nasz obowiązek. Ważne, aby cały czas o nim mówić. Wielu ludzi się do niego modli. Ja też. Mam wrażenie, że na całym świecie jego kult rośnie. To nie jest zapomniany święty. Niesamowite jest to, że w Afryce, w Ameryce Południowej czy w Azji on i Faustyna są bardzo znani.
Autor cytatu: Przyznam się też, że dzisiaj coraz bardziej dostrzegam, jak mało go znałem. Wiem, jak wielkie zostawił dziedzictwo i ile dobra zrobił. Mam do odrobienia cały czas wielką pracę domową. Nie możemy zatrzymywać się jedynie na kremówkach, ale na tym, na czym naprawdę mu zależało. Powinniśmy wcielać w życie to, co on mówił. On dawał nam drogowskazy. Był przecież prorokiem. Apostołem miłosierdzia. On był tym, który za świętą Faustyną poniósł promień miłosierdzia. To było nowum w świecie. Pokutowało wszędzie powiedzenie, że Bóg jest sprawiedliwy i jednocześnie każe. A Jan Paweł II poniósł to, że Bóg kocha grzesznika. Mówił, żeby otworzyć drzwi Chrystusowi.

— Co by było, gdyby nie było Jana Pawła II?
— Trzeba się o to Pana Boga zapytać. Myślę, że opatrzność tak zadziała, że bez niego świat byłby straszny. Nadal mielibyśmy komunizm i żylibyśmy w matrixie. Nie rozumiem ludzi, którzy mówią, że za komuny było dobrze. To dla mnie szok, bo to ubliża wszystkim ofiarom — przede wszystkim Jerzemu Popiełuszce i Stefanowi Wyszyńskiemu. To był cud opatrzności, że zesłał nam Karola Wojtyłę. Dzięki niemu Polska wyzwoliła się z tych pęt.

— Czy ta Wielkanoc będzie inna z uwagi, że w poniedziałek obchodzimy rocznicę śmierci papieża?
— Dla mnie każda Wielkanoc jest wyjątkowa. Następuje cud zmartwychwstania, a śmierć została pokonana. Możemy być wolni, a Chrystus nas odnowił. Możemy dzięki temu żyć bez lęku. Oczywiście to trudne, a ja mówię, że chciałbym, żeby tak było. Zmartwychwstanie daje nam pewność, że można zaufać Bogu. Jan Paweł II też ciągle powtarzał: Jezu, ufam tobie.

Darek „Maleo” Malejonek to kompozytor, wokalista i gitarzysta. Pochodzi z rodziny niewierzącej, dlatego nie był nawet ochrzczony. Od samego początku był wrogo nastawiony do Kościoła, a Jezusa — jak sam wyznaje — uważał za pewnego rodzaju Batmana. Prowadził życie rockmana. Rozpoczynał karierę od występów w zespole Kultura, następnie grał w zespole Izrael, Moskwa i Armia. Stworzył też kultowy Houk. Wielu jego kolegów zmarło z przedawkowania. Początkiem jego nawrócenia było spotkanie ludzi, którzy też grali w zespole, ale otwarcie mówili o swoim chrześcijaństwie. Powoli łapał bakcyla. Całkowite nawrócenie nastąpiło w roku 1994 podczas pobytu na Jasnej Górze w czasie czuwania Odnowy w Duchu Świętym. Po tym wydarzeniu przyjął chrzest. Bóg stał się widoczny również w jego muzyce. Grał w zespole „2 Tm, 2,3”. Znany także z występów z „Arką Noego”. Dziś jest liderem Maleo Reggae Rockers.