Premium.wm.pl

Autor zdjęcia: bodyhairmovement/instagram

Koniec kultu idealnego ciała: brzydkie jest piękne

Brzydkie jest piękne? Ale co tak naprawdę jest brzydkie? Powoli normalniejemy i doceniamy naszą naturalność. Pryszcze na czole, siwe włosy czy cellulit to przecież część naszego życia.

Człowiek zmienia się co siedem lat. Tak mówią chińscy filozofowie. A Japończycy dorzucają, że brzydkie kobiety są bardziej namiętne. To stare przysłowie, które odzwierciedla dzisiejszą tęsknotę za tym, co naturalne. W kontrze do umiłowania komfortu i piękna, szukamy równowagi. Chyba mamy już dość ciągłego stawania na wysokości zadania. Mimo wszystko cały czas ulegamy modzie, a im bardziej trafia ona w nasz gust, tym lepiej.

I tak jest chociażby z Wabi-Sabi. Trend pochodzi z Japonii, z kraju sushi, sake i kwitnącej wiśni. I kto by powiedział, że teraz wzięcie ma już nie ideał szyty na miarę, ale wszystko, co „brzydkie jest piękne”. Wabi oznacza prostotę, a Sabi to piękno wynikające z upływu czasu. Pal licho jednak jak to się nazywa. Chodzi o to, że znudziła nam się pogoń za ideałem. A Wabi-sabi robi miejsce na wszelkie niedociągnięcia i naturalność. Nie sugeruje, że trzeba coś zmieniać czy udoskonalać. Wręcz przeciwnie, ta filozofia przypomina: „doceń to, co masz”.


[youtube]https://www.facebook.com/towideo/videos/1600126176709454/[/youtube]

Do tego dochodzi Body Positive. Rozstępy, siwe włosy, cellulit, trądzik, duży brzuch i pupa mają teraz swoje prawa. Faktycznie coraz częściej goszczą na zdjęciach na portalach społecznościowych. Instagram przestaje być przesłodzony. Fotografie z siłowni nie mają już takiej siły rażenia jak selfie z pryszczami na czole. Od jakiegoś czasu ruch Body Positive razem z Wabi-Sabi przywraca wiarę w normalność. Udowadnia to chociażby Sonia Cytrowska. Jest symbolem kobiecości — tej prawdziwej, naturalnej. Bez golarki. Od ponad roku unika depilacji i manifestuje tym swoją niezgodę na powszechnie obowiązujący kanon piękna. Dlaczego? Jak twierdzi, co tydzień spędzała co najmniej trzy godziny, próbując usunąć włosy z pach, pępka i nóg. Jej mąż Tobiasz początkowo był przeciwny jej naturalnemu wyglądowi.

— Dość podejmowania prób wpisania się w kanon piękna. Dość wstydzenia się za naturalną wersję mnie. Mam prawo być taką, jaka jestem. Czas na dumę, czas na akceptację, czas na pewność siebie — tak Sonia pisze na swoim blogu owlosodprawdy.wordpress.com. — Dziękuję mojemu mężowi, który „nie taką mnie brał”, a mimo to nie skusił się na rozwód. I postanowił dla mnie zmienić swoje standardy piękna i potraktował te zmiany jako wyzwanie, a nie zamach na jego estetykę.




Bądźmy szczerzy, nikt z nas nie jest idealny. A Body Positive czy Wabi-Sabi spuszcza powietrze z trudnego do osiągnięcia ideału. I całe szczęście. Bo ideały ulegają przeidealizowaniom i stają się własnymi karykaturami. Dziś liczy się autentyczność. Dlatego coraz bardziej kręci nas noszenie ubrań, w których czujemy się najlepiej na świecie. To nic, że nie są krzykiem najnowszej mody, ale są wygodne — dresy, koszulki ze spranym nadrukiem, czy wytarte dżinsy. To pokazywanie światu takiej twarzy, jaką mamy w rzeczywistości.

Japończycy wierzą, że rzeczy z przeszłością dają nam dobrą energię, a wszystko, co po przejściach, jest piękne i prawdziwe. Dlatego coraz chętniej mieszkamy w mieszkaniach, które nie wyglądają jak te z najnowszych katalogów. Siedzimy często na wysłużonych sofach, śpimy na pocerowanych poduszkach i pijemy z wyszczerbionych filiżanek. Bo tylko w nich kawa smakuje idealnie.

Wydawać by się mogło, że wiernymi fanami takiego stylu będą nasze poczciwe babcie, które są przecież takie, jakie są. Nie malują się, nie farbują włosów i są najukochańsze na świecie. Bo są sobą. Wabi-Sabi i Body Positive przekonuje coraz bardziej osoby młode — takie, dla których internet jest częścią życia. Bo to właśnie w sieci te trendy, zwłaszcza Body Positive, ma najwięcej do powiedzenia. Łatwiej jest zrobić zdjęcie nieogolonych nóg i zamieścić je na instagramie niż wyjść tak na miasto. Internet pozwala nadać kontekst działaniu. I mówić głosem milionów.

— Body Positive nie oznacza: pogarszaj swój stan, zagłębiaj się w nicnierobieniu, tyj na potęgę, bo to jest fajne — twierdzi Karolina Wagner-Wendzonka, autorka bloga „Dziewczyny na plus”. — Nigdy nie uwierzę w to, że akceptacja prowadzi do marazmu, niechciejstwa i zamknięcia. Ten ruch powstał po to, aby pomóc przewalczyć emocjonalnie brak akceptacji i zderzyć rzeczywistość z medialnym, wyidealizowanym przekazem ciała. Nie po to, aby usprawiedliwiać brak dbałości o własne zdrowie i dobre samopoczucie. Nie po to, aby żyć ze sobą w stanie wiecznej wojny. Żadna z blogerek i modelek plus size nie nakłania do niezdrowego trybu życia. Ten niezdrowy zwykle znamy, na własnej skórze.

— Osoby, które angażują się w sesje zdjęciowe z ciałopozytywnym przesłaniem, oskarżane są o zapatrzenie w siebie i brak samokrytyki. Zarzuca się im, że mają czelność być dumne ze swoich mankamentów — dodaje Agata Kierzkowska, autorka bloga „Grubsze sprawy”. — Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, aby traktować nasze ciała tak zupełnie normalnie, po kumpelsku. Z jednej strony mamy kult ciała. Jesteśmy zewsząd bombardowani cielesnością, ale taką plastikową, sztucznie wykreowaną. Z drugiej strony prawdziwe ciało i jego fizjologia, to coś wstydliwego, o czym nie potrafimy szczerze rozmawiać. Nic dziwnego, że wariujemy i nie potrafimy zaakceptować tego, że nie wyglądamy, jak wytwory grafików z okładek magazynów. Nie akceptujemy też tego, że ktoś inny akceptuje siebie. No bo jak to? Nie wyglądasz, jak ideał i jest ci z tym dobrze? Nie masz w sobie za grosz samokrytyki?!

I tu chyba dochodzimy do sedna sprawy. Braku zrozumienia, czym jest samoakceptacja. Akceptowanie czegoś, to uznanie stanu rzeczy, czyli dostrzeżenie zarówno swoich plusów, jak i minusów. Spojrzenie na siebie realistycznie i pozwolenie na bycie nieidealnym. Danie sobie przyzwolenia na to, że nie jest się doskonałym. Zapominamy chyba, że zawsze będziemy mieć jedno jedyne ciało. Dokładnie to, w którym żyjemy teraz. Owszem możemy nad nim pracować, zmieniać je, uzdrawiać, ale nigdy nie mamy pewności, czy i w jakim stopniu nam się to uda. Może warto je polubić niezależnie od wszystkiego i wrzucić trochę na luz.
ar